-Hazz- usłyszałem szept przy moim uchu- No dalej wstawaj.-Zaraz, zaraz co robił tu Lou? Czemu leżał koło mnie i całował mnie po obojczykach. Nagle sobie wszystko przypomniałem, kłótnia, pocałunek a później....-Harry jak zaraz nie wstaniesz...- otworzyłem oczy i spojrzałem na niego, wyglądał jak czysta definicja seksu. Miał rozczochrane włosy, ujrzałem malinki, które zrobiłem. Przejechałem po nich palcem i się uśmiechnąłem.
-Hej.- szepnąłem.
-Hej śpiochu. - pocałował mnie w usta.
-Takie pobudki mogę mieć codziennie. - przeciągnąłem się i ziewnąłem. Usiadłem i skrzywiłem się, poczułem ból w dolnych częściach mojego ciała, a zaraz śmiech mojego chłopaka, przyjaciela, brata? Który schodził na dół.-Zobaczymy kto będzie się śmiać następnym razem !- krzyknąłem tak, aby usłyszał. Wstałem i ubrałem na siebie tylko bokserki nie zwracając już uwagi na ból. Trzeba kupić lubrykant. Zszedłem ostrożnie na dół i poszedłem do kuchni. Lou przygotowywał dla nas śniadanie. Usiadłem przy stole i patrzyłem na jego ruchy. Po chwili postawił na stół talerz pełen kanapek.- To co dzisiaj będziemy robić? -zacząłem rozmowę.
-Mogę ci pokazać parę miejsc .
-Ok.- po śniadaniu poszedłem wziąć prysznic kiedy byłem już gotowy wszedłem do salonu i położyłem się na kanapie, a w tym czasie Louis brał prysznic.Spojrzałem na stolik, telefon Lou zaczął dzwonić, wziąłem go w rękę i spojrzałem na wyświetlacz, a następnie odebrałem.
-Hej kochanie.- usłyszałem głos dziewczyny.
-Co za miłe przywitanie.
-Harry? Czemu masz telefon Louisa?- zapytała zdziwiona.
-Lou bierze prysznic. Przekazać mu coś?
-Niech do mnie oddzwoni. - rozłączyła się. Odłożyłem telefon, po chwili z łazienki wyszedł Louis.
-Z kim rozmawiałeś? -zapytał siadając mi na kolana.
-Z Eleanor.
-Co chciała?-zaczął bawić się moimi lokami.
-Nie wiem, masz do niej oddzwonić.
-To sobie poczeka.- uśmiechnął się do mnie, a ja odwzajemniłem to.- Dzisiaj jestem cały twój.-szepnął mi do ucha.-Chodź.- złapał mnie za rękę i zaprowadził do korytarza, ubraliśmy buty i zarzuciliśmy na siebie bluzy był środek kwietnia więc nie było aż tak zimno.
Wyszliśmy na miasto Tommo pokazał mi parę miejsc, gdzie chodził jak tu jeszcze mieszkał. Poszliśmy na obiad do babci tym razem nie zatrzymywała nas u siebie.Kiedy oglądaliśmy mecz w domu dziadków zadzwoniła do mnie Jay.
-Zaraz wrócę.- powiadomiłem resztę i udałem się do kuchni.
-Cześć- przywitałem się z nią.
-Hej Harry. Jak tam u was?
-Dobrze, a wy jak sobie radzicie?
-Też dobrze.Dogadujecie się z Louisem?- Musiałem ugryźć się w język, żeby się nie zaśmiać i zacząć opowiadać jak DOBRZE nam idzie.
-Tak, wiesz ten wyjazd nam pomógł.
-No to się ciesze. Jest on koło ciebie może?
-Umm. Jest w salonie i ogląda z dziadkiem mecz. Poczekaj.- wychyliłem głowę zza framugi. -Lou, chodź na chwilę. - szatyn wstał i podszedł do mnie.
-Hmm?- zapytał.
-Jay.-szepnąłem mu do ucha i pocałowałem szybko w policzek. Wziął ode mnie telefon.
-Noo heej. Tak. Mhmm.- zaczął rozmowę ze swoją rodzicielką. Wróciłem do salonu i usiadłem koło dziadka.
-I jak?- zapytałem.
-1:0 dla naszych.- uśmiechnąłem się z tego co wiedziałem był on wielkim fanem piłki nożnej nawet kiedyś grał w jakimś klubie. Z moich rozmyślań wyrwał mnie głos staruszka.- Jest! Gol.- zaśmiałem się na ten widok.- Louis chodź no tu ! Omija cię najlepsze!- do pokoju wszedł chłopak.
-Już jestem. Masz pozdrowienia od mamy.
-Podziękuj jej i pozdrów następnym razem.
-Ok. To co wracamy?- zapytał się mnie.
- Już? Dopiero jest 60 minuta.
-Tak jestem już zmęczony.-szturchnął mnie tak aby Michael nie zauważył.
-Tak ja też.-pożegnaliśmy się z nimi i wróciliśmy do domu. Zjedliśmy kolacje i wzięliśmy prysznic. Kiedy byliśmy już najedzeni i umyci położyliśmy się w pokoju szatyna. Umieściłem swoją głowę na klatce chłopaka, a on bawił się moimi włosami.
-Louu?
-Tak?
-Co teraz z nami będzie? -spojrzałem na niego lekko podnosząc głowę. Uśmiechnął się do mnie czule.- No wiesz ty jesteś z El, mamy tak jakby wspólnych rodziców.
-Z El zerwę i tak się nam nie układało. A rodzice to nie jest takie ważne. Rozumiem jeżeli byś był moim prawdziwym bratem no wiesz z krwi i kości i takie tam.
-Nie wolałbyś może być z nią, wiesz w końcu to dziewczyna i..- nie dokończyłem, pocałował mnie w usta.
-Harry, nie nie wolałbym. Co z tego, że jest dziewczyną nie kocham jej. Kocham ciebie głupolu i nie waż mi się myśleć inaczej.- Jak się czułem? Jak w jakimś najlepszym śnie. Nie mogłem w to uwierzyć. Moje skryte marzenia się spełniały.
-Też cię kocham Lou.-pocałowałem go w szyję.
-A i jeszcze jedno.- powiedział po chwili ciszy, spojrzałem na niego miał poważny wyraz twarzy. Uniosłem brew. Podniósł się i zszedł z łóżka, stał przodem do mnie.
-Louis...? Co ty robisz?
-Haroldzie Edwardzie Stylesie- uklęknął przede mną- czy chciałbyś zostać moim chłopakiem?- oczy mi się zaszkliły, pociągnąłem go do siebie tak, że znajdował się nade mną. Oplotłem ręce wokół jego szyi.
-Oczywiście. Jeszcze się pytasz.-zaśmiał się. Pocałowałem go. Nie wiem ile trwaliśmy w tym pocałunku ale chyba dłużej niż było to możliwe. Włożyłem ręce pod jego koszulkę i błądziłem nimi po jego plecach. Oderwał się ode mnie.
-Jesteś strasznie niewyżytym nastolatkiem.- zaśmiałem się.
-Ja? A to kto zaproponował mi wczoraj...
-Cicho bądź.- jego policzki przybrały koloru różu.
-Haa! Rumienisz się LouLou.
-Ughh. Zamknij się.-całowaliśmy się i przytulaliśmy jeszcze parę chwil po pewnym czasie pochłonął mnie sen i zasnąłem w ramionach Lou..
---------------
Nudziło mi się o prawie 5 nad ranem to wrzucam kolejny rozdział. W następnym ponownie bd +18 :D.
Skomentujcie tutaj: http://halfbrothercomment.blogspot.de/2014/09/do-rozdziau-4.html?m=1
1 komentarz:
Boskie <3
Naprawdę masz talent :*
Prześlij komentarz