Następny dzień minął szybko, aż za szybko. Przez cały ten czas nie odzywaliśmy się do siebie z Louisem, nie chcieliśmy bardziej denerwować rodziców, a bynajmniej ja, Lou po prosu chyba nawet nie chciał marnować dla mnie czasu. Po szkole pojechał od razu do Eleanor. Powiedziałem o tej całej sprawie Danielle, a ona uważa, że to dobrze. Czy ja wiem? Zdaniem dziewczyny możemy się do siebie zbliżyć przez ten czas. W co wątpię.
Spakowałem się wieczorem zabrałem ze sobą najpotrzebniejsze rzeczy takie jak cztery pary spodni, kilka bluzek, dwie bluzy, bielizna, szczoteczkę do zębów i jeszcze kilka pierdół. Nigdy jeszcze tam nie byłem. Mark chciał raz z nami tam pojechać ale wtedy akurat zachorowałem i siedziałem tydzień w domu razem z Jay. Siedziałem teraz samotnie w kuchni i jadłem płatki, Jay i Mark pojechali do kina, a ja wolałem posiedzieć w domu. Po chwili usłyszałem otwierające się drzwi i sekundę później zobaczyłem szatyna w kuchni. Podszedł do lodówki i nalał sobie soku.Usiadł na blacie i popijał chłodny napój.
-Jak minął dzień?-zapytałem patrząc na niego ukradkiem. Skrzywił się, a gdy zobaczył, że się na niego patrze od razu zmienił swój nastrój i uśmiechnął się. Od razu było widać, ze nie jest to szczery uśmiech.
-Dobrze.-zaczął patrzeć się w szklankę jakby była czymś niesamowitym- A tobie? - dodał po chwili.
-Taki jak zawsze- wstałem od stołu i podszedłem do zlewu, chłopak siedział koło niego. Zacząłem myć po sobie brudne naczynia. Niechcący otarłem swoim ramieniem o jego. Przeszedł mnie przyjemny dreszcz. Louis zeskoczył ze blatu i włożył mi do zlewu szklankę.
-O siódmej bądź gotowy albo jedziesz busem.
-Coo? O siódmej, normalni ludzie o tej godzinie śpią.-zakręciłem krat i wytarłem dłonie w szmatkę. On wzruszył ramionami.-Louis to jest weekend.
-Mniejsze korki. -powiedział i wyszedł z pomieszczenia. Taa, mniejsze korki, przecież on doskonale wie, że ja nienawidzę wstawać tak wcześnie. Westchnąłem i udałem się do łazienki wziąłem prysznic i umyłem zęby. Była dwudziesta trochę za wcześnie na spanie. Nastawiłem budzik na szóstą, położyłem się na łóżku i włączyłem laptopa. Wszedłem na facebooka, popisałem chwilę z Dan i pograłem chwilę w Fifę. około 22 poszedłem spać.
Obudził mnie budzik. Wyłączyłem go i opadłem na łóżko.
-Dupek.-powiedziałem moim zachrypniętym głosem- Ale i tak cię kocham- dokończyłem szepcząc w poduszkę z lekkim uśmiechem. Poleżałem jeszcze z 10 minut, wstałem i zabrałem swoje przyszykowane wczoraj rzeczy. I zrobiłem codzienną rutynę. Zszedłem cicho na dół nie chcąc budzić rodziców ale w połowie drogi usłyszałem głos Jey i Lou.
-Tylko bądź dla niego miły.
-Mamo nie męcz mnie już.
-Nie Louis.-stawiała na swoim.-Wiesz przecież że Harry w życiu przeszedł wiele.-westchnęła.-Przecież ty zawsze byłeś dla wszystkich otwarty. Co się z tobą stało synku?
-Mam swoje powody.-wszedłem do kuchni.-O nasz śpioszek się obudził. Myślałem, że jednak zaśpisz i nie pojedziemy.
-Louis!- skarciła go mama.
Z lodówki wziąłem mleko i polałem nim płatki. Razem z chłopakiem skończyliśmy jeść i poszliśmy po swoje bagaże. Pożegnaliśmy się z rodzicami i wsiedliśmy do samochodu Lou.Z Londynu do Doncaster mieliśmy z 2 godziny drogi. Przez pierwszą godzinę nie odzywaliśmy się do siebie, w drugiej zaczęło mi się strasznie nudzić więc włączyłem radio i ustawiłem na swoją ulubioną stacje. Leciała piosenka Rihanny We Found Love.
-It's the way I'm feeling I just can't deny
But I've gotta let it go
We found love in a hopeless place
We found love in a hopeless place....
Shine a light through an open door
Love and life I will divide
Turn away 'cause I need you more
Feel the heartbeat in my mind - zanuciłem. Jakby opisywała mnie. Może Louis nie lubi mnie dlatego, że jestem jego tak jakby bratem? Może gdybym nim nie był byłoby inaczej, lepiej? Wiele myśli przychodziło mi przez głowę ale jego zachowanie jest jeszcze dziwniejsze. Jak można z kimś rozmawiać, śmiać się żartować a za 5minut cisnąc w niego piorunami? Nigdy cię nie zrozumie Tomlinson. -We found love in a hopeless place- zakończyłem piosenkę.
-Masz ładny głos.- powiedział siedemnastolatek.
-Umm dzięki. Ty też..
-Co? Nie słyszałeś nigdy jak śpiewam.
-Słyszałem- uśmiechnąłem się do niego.
-Kiedy?
-Jak robiłeś sobie kanapki, kilka dni temu.- zaśmiałem się przypominając sobie tą sytuacje. Louis śpiewał piosenkę o miłości do kanapki.Do tego miał na sobie tylko granatową koszulę, była ona cała rozpięta i bokserki. Nie zapominając o tym jak ruszał biodrami i swoim niesamowitym tyłkiem.
-Och.. Czy ty mi się ciągle przyglądasz? Styles zaczynam się ciebie bać.- zaśmiałem się.Po drodze wstąpiliśmy do sklepu, kupić jakieś produkty.Resztę drogi spędziliśmy na śmianiu się lub ciszy. Relacje między nami są chore.
Około 10 byliśmy na miejscu. Był to mały domek jednopiętrowy. Wzięliśmy nasze bagaże i pokierowaliśmy się do środka, na dole była mała kuchnia połączona z salonem i łazienka. Na górze znajdowały się trzy pokoje. Poszliśmy na górę na przeciwko schodów znajdowała się sypialnia rodziców, po lewej Louisa, a po prawej moja. W pokoju miałem dużą szafę i biurko. Na podłodze leżał duży, biały, puszysty dywan.Położyłem torbę koło łóżka i się na nim położyłem.
-Nie ogarniam cię Lou...-szepnąłem do siebie.Położyłem ręce na brzuchu. Usłyszałem zza drzwi dobrze znany mi głos.
-Tak babciu. Mhmm. Tak,tak pamiętam.O której, pasuje nam. To do zobaczenia !- skończył i wszedł do mojego pokoju.
-Co?-zapytałem.
-O 19 mamy być u babci.
-Ok.
-Tylko się nie spóźnij. -stanął i rozglądał się po pomieszczeniu.
-Coś jeszcze Lou?
-Nie tylko...jesteś może głodny?-jak na zawołanie mój brzuch zaburczał. -Chyba jednak tak.-zaśmiał się -No chodź. -wyszedł z pokoju, a ja zaraz po nim. Zrobiliśmy sobie drugie śniadanie, czyli zwykła jajecznica ze szczypiorkiem.Poszliśmy do salonu i włączyliśmy telewizje, leciał jakiś serial. Po obejrzeniu dwóch odcinków tego durnego filmu wróciłem do siebie i się rozpakowałem. Wieczorem poszliśmy do babci nie mieszkała daleko może z pięć domów dalej. Oczywiście nie odbyło się bez podstawowych pytań: Masz dziewczynę, jak ci idzie w szkole i takie tam.
-Ale babciu naprawdę nie trzeba.- powiedział po raz setny Lou.
-Nie chce słyszeć żadnych sprzeciwów. - powiedziała staruszka.
-Ale my nawet nie mamy ze sobą rzeczy na przebranie.-wtrąciłem się.Przewróciła oczami.
-Mike!-zawołała naszego kuzyna, który przyjechał do niej tydzień wcześniej, jutro już wraca do swojego miasta.
-Tak babciu? -zapytał szatyn.
-Masz może jakieś rzeczy dla tych dwojga?
-Ale.. - próbował dalej starszy chłopak.
-Louis jest po 22 nie puszcze was! To jak kochaniutki. -zwróciła się do Mika.
-Coś się znajdzie.Chodźcie. - zaprowadził nas do swojego tymczasowego pokoju. Dał nam po parze szarych dresów i koszuli. Przebrałem się i poszedłem do gościnnego pokoju. W środku był już szatyn.
-Musimy razem spać.-spojrzałem na łóżko na szczęście dwuosobowe. -To po której śpisz?
-Eee.. od ściany.
-Świetnie.-zabrał swoje rzeczy i wyszedł z pokoju. Jeżeli się na niego nie rzucę to będzie cud. Westchnąłem i położyłem się na łóżku. Napisałem sms'a do przyjaciółki.
Zaśmiałem się i pokręciłem głową. Odłożyłem telefon pod poduszkę i odwróciłem się przodem do żółtej ściany. Po chwili szaty wrócił i położył się koło mnie. Jak na większe nieszczęście mieliśmy tylko jedną kołdrę więc musieliśmy być bliżej siebie, co mi nie pomagało. Odwrócił się tyłem do mnie i nasze tyłki się o siebie otarły. Zaczęliśmy się wiercić. Usiadłem na łóżku i westchnąłem, Lou odwrócił się w moją stronę i oparł się na łokciu. W pokoju było ciemno i oświetlał go jedynie księżyc.Patrzyliśmy się na siebie jeżdżąc od oczu do ust. Chciałem to zrobić pochylić się i go pocałować, ale nie mogłem co on sobie o mnie pomyśli? Napalony nastolatek, który zakochał się w swoim tak zwanym bracie. Ugh, to jest chore.
-Harry. -szepnął starszy, tak niewinnie.
-Przepraszam Lou.-położyłem się na plecach czułem ciągle jego wzrok na sobie ale nie mogłem się odwrócić bo wtedy to zrobię, pocałuję go. Chyba sobie odpuścił. Po długiej chwili zasnąłem.
--------------
Momencik Larrego :).
Co do sms są tam błędy bo kiedy pisałam 'ł, ó..' itd. nie wyświetlały mi się literki.
W następnym bd +18 !
Rozdział skomentuj tutaj:http://halfbrothercomment.blogspot.de/2014/09/do-rozdziau-2.html?m=1
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz