czwartek, 18 grudnia 2014

Rozdział 10

Zerknąłem na niego stał oparty o umywalkę ze spuszczoną głową. Chwyciłem za klamkę.
-Hazz?- kurwa- Słyszałeś?
-A jakbym mógł nie słyszeć.
-Och. Um.. to co ona powie..
-Pierdol się. Naprawdę. Pierdol. Się.
-Ale ja z nią nie..
Wyszedłem, miałem go dość. Próbowałem nie pozwolić moim łzą wypłynąć, próbowałem nie uderzyć go w te jego piękną twarzyczkę.. próbowałem.
-Harry- chwycił mnie za ramię kiedy znajdowałem się już na korytarzu. Nie rób scen Harry tu jest dużo uczni i nauczycieli.
-Nie zrozumiałeś? - odwróciłem się do niego przodem.
-Ale..- próbował dalej się wybronić i wtedy już nie wytrzymałem.  Odepchnąłem go tak, że poleciał na ścianę.
-Mam cię gdzieś, kumasz? MAM CIĘ W DUPIE!-krzyknąłem. Kilka uczni się na nas spojrzało z zaciekawieniem.
-Proszę wysłuchaj mnie.
-Nie. Nie!
-Hazz kotku- ściszył głos.
Próbowałem i moje próby szlak jasny trafił.
Chwyciłem go za ramię z obydwóch stron i przycisnąłem  mocniej do ściany.
-Nie mów do mnie Hazz. Nie mów do mnie kotku.
-Wysłuchaj mnie!
-Po co!? Żeby znowu słyszeć kłamstwa!?- odsunąłem się.
-Nie kłamałem! - prychnąłem.
-Jasne.- odszedłem.
-Harry!- odwróciłem się i jakimś pieprzonym pechem straciłem równowagę i przewróciłem się na niego.
-Czemu ciągle to robisz? Czemu do cholery ciągle to robisz!? -walnąłem go z pięści w klatkę.-Zostaw mnie w spokoju!
-Harry zejdź z niego!- usłyszałem Dan. Złapał mnie za nadgarstki.
-Nie! Nie zostawię.
-Jesteś popieprzonym dupkiem!
-Oh ja dupkiem?- przekręcił nas tak, że teraz to on siedział na mnie okrakiem.-Wysłuchaj mnie to nie będę dupkiem!
-Nie mam nawet zamiaru to zrobić! 
-Chłopcy! 
-Zostaw mnie i idź sobie do tej twojej dziwki!- usiadłem gwałtownie i popchnąłem go do tyłu. Chyba trochę za mocno. Wylądował plecami na ziemi. Wstałem.
-Louis!- suka zawołała Lou. 
Spojrzałem mu w oczy. Patrzył na mnie dalej z dołu, a w jego tęczówkach ujrzałem ból, smutek i... łzy. Może przesadziłem? Ale on mnie do chuja zdradził! Oszukiwał mnie ciągle! Poniosło mnie... Chciałem do niego podejść podać mu rękę i powiedzieć, żeby dał mi spokój, odejść ale ta suka mnie wyprzedziła. Podbiegła do niego i coś mówiła ale on na nia nie zwracał żadnej uwagi. Wstał, a ona oczywiście jak jakiś wierny pies zrobiła to samo, na pewno specjalnie stanęła przede mną, aby zasłonić nas sobie.
-Zajebiście- prychnąłem. Odwróciłem się z zamiarem wyjścia ze szkoły i na przesiedzeniu całego dnia w swoim pokoju, pod kołdrą płacząc i użalajac się nad sobą. Odwróciłem się i...
-Wszyscy na lekcje! Rozejść się no już! A wy do mojego gabinetu teraz!- krzykną Mark. Połowa uczni, którzy tu byli się rozeszła. -Eleanor ciebie to też dotyczy.- ruszył przodem, a ja za nim.
-Lou! - zawołała- Kocham Cię!- przyspieszyłem. Pojedyncza łza spłynęła mi po policzku natychmiast ją wytarłem. Weszliśmy do sekretariatu kobieta za biurkiem posłała nam współczujące spojrzenie. No tak,kiedy Mark jest wkurzony lepiej się do niego nie zbliżać. Weszliśmy do jego gabinetu. 
-Siadajcie- powiedział surowo i sam usiadł naprzeciwko nas. Odsunąłem swoje krzesło jak najdalej mogłem byle zdala od Louisa, a w zamian dostałem morderczy wzrok Marka.-Co to do jasnej cholery było!?- no i się zaczyna.- Czy wam się przypadkiem w głowach nie poprzewracało? Przecież się dogadawyliście! 
Cisza.
-Znowu nas z matką okłamaliście?
Cisza.
-Odpowiedzcie do cholery! 
-Nie okłamaliśmy was.-odezwał się szatyn.
-Bójka!? W szkole!?
-Mogę już wrócić na lekcje?-odezwałem się.
-Do samochodu. Teraz! Macie szlaban na wszystko! Pomyślę czy puszczę was na tą wycieczkę do Paryża!
-Tato! Proszę tylko nie to! Doskonale wiesz jak chce tam pojechać! 
-Było nie zaczynać bójki!  Ze swoim bratem!
-Nie jesteśmy braćmi. -przypomniałem mu.- Jestem adoptowany. Zapomniałeś? -nic nie odpowiedział. Wstał włożył jakieś papiery do teczki i ruszył w stronę wyjścia. 
-Alice kończę na dzisiaj. 
W samochodzie panowała niezręczna cisza. Co mi w sumie pasowało. Nie miałem ochoty rozmawiać z Markiem, a tym bardziej z nim. Kiedy zaparkował wyszedłem z auta tak szybko jak tylko mogłem. Pobiegłem do mojego pokoju zatrzaskując za sobą drzwi.
Zdradził mnie, okłamywał, a ja nadal go kurwesko mocno kocham. Kocham i nienawidzę. 
Wysłuchaj mnie, wysłuchaj mnie...
Ciągle powtarzałem te zdanie w głowie.
A co jeśli znowu mnie okłamie? Ponownie mnie zrani? Usłyszałem pukanie do drzwi. Czy oni nie rozumieją, że chce zostać sam!? Ktoś wszedł do środka.
-Hazz- odezwała się Dani.- Hazz chodź tu do mnie.- odwróciłem się w stronę dziewczyny i wtuliłem się w nią i zacząłem płakać.
-Dan o-on mnie zdra-adził.
-Ciii. -objęła mnie mocniej.-Nie wierzę w to.
-C-co?- zaczęła bawić się moimi loczkami.
-Mówię, że w to nie wierzę.
-Ale ja mam dowód! - odsunąłem się od niej. Podniosła brew.
-Jaki?- ponownie zgarnęła mnie w swoje objęcia.
-Byłem przy tym jak z nią zrywał- pociągnąłem nosem-Powiedziała, że jest chujem bo ją pieprzy, a trzy dni później z nią zrywa- wytarła moje policzki.
-Och.
-Taa.
-Ale i tak w to dalej nie wierzę.
-Ale ona to potwierdziła!
-Harry! Louis cię kocha, wierzysz w to?
-To po co by to mu mówiła. Skoro wiedziała, że są tam sami.
-Nie wiem ale się dowiem.
Nawet nie wiem kiedy zasnąłem, a kiedy się obudziłem brązowowłosej nie było już przy mnie. Położyłem się na boku, tyłem do ściany, spojrzałem przed siebie i ujrzałem róże i karteczkę.

Przepraszam Cię kochanie.
Przepraszam za wszystko. 
Nie okłamałem Cię.
Kocham Cię.
Twój Lou.♡

2 komentarze:

Krystyna pisze...

a rozdział 11? :D Czekamy :*

Unknown pisze...

świetnyy *-*
Kocham i czekam na 11 <3