Dziękuję każdemu kto skomentował i przeczytał te ff. :)
Możecie znaleźć moje inne prace tu --> http://w.tt/1QcRbvP
Mark (nie nazwę go nigdy ojcem) po tej informacji całkowicie oszalał.
Każdego dnia nas kontrolował, nie mogliśmy nawet normalnie ze sobą porozmawiać z Lou.
Kiedy Louis skończył szkołę Mark załatwił mu mieszkanie w drugiej części Londynu. Byle był tylko jak najdalej ode mnie. Zayn i Perrie pojechali z nim. Liam zaczął pracę i za rok planują z Dani się przeprowadzić, Ed z Niallem cóż jak na razie nie mają żadnych planów.
Jeżeli myśleliście, że Mark przestał mnie kontrolować, to się mylicie. Codziennie sprawdzał mi telefon, tak samo historię w laptopie.
Zaczęliśmy nawet wysyłać sobie listy ale najgorsze było czekanie na nie. Ja dawałem je Dani, a ona je wysłała i przekazywała listy od niego. Trwało to miesiąc, aż w końcu Liam nie mógł patrzeć na nowego mnie - smutnego, nie odzywającego się - i dał mi swój stary telefon.
Kontakt z moim chłopakiem miałem tylko i wyłącznie dzięki moim przyjaciołom, którzy przyjęli tą informację bardzo dobrze, nie czuli do nas odrazy i Boże dzięki ci za to.
Pewnego dnia mieliśmy zrobić projekt z angielskiego, jak zwykle byłem wyprany z emocji i nie mogłem się na niczym skupić, wtedy Niall i Dani wywalili mnie z jej pokoju, dali laptopa i kazali do niego zadzwonić. Przez dwie godziny czułem, że w połowie odżyłem, ale ta myśl i uczucie zniknęły zaraz po naciśnięciu przycisku "rozłącz się".
Louis pracował teraz w kawiarni, do tego Mark wysyłał mu pieniądze. Wziął tygodniowy urlop w pracy i przyjechał do mnie. Rodzice Liama byli akurat w delegacji, więc zamieszkał u niego. Udało mi się namówić Marka (z pomocą Jay, ona też nam czasami pomagała, na początku była w szoku ale zaakceptowała to) na nocowanie u Payna. Był to akurat piątek i następny dzień mogłem również z nim spędzić.
Payn poszedł na tę noc do swojej dziewczyny więc mieliśmy cały ten czas dla siebie. W sobotę przyszli inni, zjedliśmy wspólny obiad i czułem się jak za starych czasów. Pod wieczór musiałem niestety już wracać do domu.
Louis przyjechał do nas na święta i swoje urodziny. Było niezręcznie, Mark usiadł między nami nie pozwalając nam nawet na siebie spojrzeć. Nienawidziłem go, cóż dalej trawie do niego takie same uczucie.
Po ich kłótni Jay oznajmiła nam, że idą spać, a my możemy pooglądać jeszcze telewizje, szepnęła nam jeszcze, że nie musimy się bać okazywania sobie uczuć bo będzie pilnowała swojego męża. Na następny dzień obudziliśmy się przed nimi, wtuleni w siebie na kanapie w salonie. Przez tydzień każdy nasz poranek wyglądał tak samo. Bolały nas plecy ale czego nie robi się dla miłości? No właśnie. Oczywiście mogliśmy spać w pokoju jednego z nas ale za bardzo się bałem, że Mark nas usłyszy. Z łzami w oczach pożegnałem mojego ukochanego.
Jay próbowała nam pomóc ale on był nieugięty.
Kobieta opowiedziała mi o wszystkim, moja mama poznała mojego tatę kiedy była w czwartym miesiącu ciąży, kiedy miałem dwa latka, wyprowadziliśmy się z Doncaster. Nie miałem żadnego kontaktu z Markiem bo mój tata tego nie chciał, mama tak samo nie chciała psuć rodziny Lou. Wszyscy postanowili, że to nie Tomlinsona wpiszą w moje papiery.
Oczywiście o śmierci mojej mamy Mark został poinformowany, dowiedziałem się również, że byli na pogrzebie ale byłem za bardzo załamany, żeby porozmawiać z kimkolwiek, stałem na poboczu i przyglądałem się trumnie, która z każdą chwilą była coraz niżej. Wtedy tata zaczął pić, pięć lat później i on mnie opuścił. Wylądowałem w Domu Dziecka, bo Mark uważał, że nie będzie w stanie się mną zaopiekować ale po wielu namowach swojej żony zgodził się, a resztę historii już znacie.
To może teraz przejdziemy do teraźniejszości?
Kiedy tylko skończyłem szkołę przeprowadziłem się do Louisa, a za rok planowałem pójść na studia. Pracowałem w bibliotece, która znajdowała się niedaleko naszego mieszkania, które dzieliliśmy razem z Perrie i Zaynem. Pół godziny drogi od nas mieszkali Dani z Liamem, a chłopcy zamierzali również coś wynająć jak wrócą z Irlandii.
Na początku przyjaciele mieli nas trochę dość. Non stop byliśmy koło siebie, bojąc się, że znowu zostaniemy rozdzieleni. Kiedy ja pracowałem, a Louis miał wolne przesiadywał u mnie w bibliotece i uczył się na zajęcia (zaczął studiować), za to kiedy to on pracował ja siedziałem u niego w kawiarni przy barze i wpatrywałem się w jego ruchy kiedy robił zamówienia.
Na te święta jego mama zaprosiła nas do nich, nie chcieliśmy tam jechać ale też nie chcieliśmy jej zranić. I ponownie usiedliśmy do wigilijnego stołu z zepsutą atmosferą, tym razem siedzieliśmy koło siebie, tym razem Lou położył swoją dłoń na moim udzie, tym razem mogliśmy na siebie spojrzeć, tym razem mogliśmy ze sobą rozmawiać.
-Lou jak idą ci studia?
-Dobrze, jest ciężko ale jakoś idzie.
-A tobie Harry? Jak tam praca?
-Dobrze. - uśmiechnąłem się szeroko.
-Jak się mieszka moim syną razem? - odłożyłem sztućce.
-To, że mnie zrobiłeś nie daje ci prawa do tego, żebyś nazwał mnie swoim synem. - warknąłem, ścisnął moje udo, próbując mnie tym gestem uspokoić.
-Macie zamiar założyć rodzinę kiedyś? - odezwał się ponownie. Spojrzałem na szatyna, a on na mnie. Nie rozmawialiśmy o tym jeszcze, nawet nie mamy jeszcze skończonych studiów ale tak, cholera tak. Chce tego.
-Um, może? - odpowiedział za nas.
-Zapomniałeś o czymś mój synu. Już nią jesteście. - uśmiechnął się chamsko, a ja miałem ochotę wylać mu na twarz sos, gorący sos, który by go oparzył. Idealny plan. - Ale dzieci, tak?
-Tak. - odpowiedział po chwili, ujrzałem w jego oczach łzy. To go dobijało, widziałem to, jego własny ojciec go nie akceptował i wyśmiewał, nawet w jego własne urodziny.
-Do którego będzie mówił tato i wujku?
-Mark! - Jay podniosła głos - nie waż się więcej odzywać! A jeżeli ci coś nie pasuje to proszę bardzo! Żegnam cię! I tak już za długo to ciągnęłam!
-O czym ty do mnie mówisz kobieto?
-Chce rozwodu. - każdemu z nas opadła szczęka.
Każdego dnia nas kontrolował, nie mogliśmy nawet normalnie ze sobą porozmawiać z Lou.
Kiedy Louis skończył szkołę Mark załatwił mu mieszkanie w drugiej części Londynu. Byle był tylko jak najdalej ode mnie. Zayn i Perrie pojechali z nim. Liam zaczął pracę i za rok planują z Dani się przeprowadzić, Ed z Niallem cóż jak na razie nie mają żadnych planów.
Jeżeli myśleliście, że Mark przestał mnie kontrolować, to się mylicie. Codziennie sprawdzał mi telefon, tak samo historię w laptopie.
Zaczęliśmy nawet wysyłać sobie listy ale najgorsze było czekanie na nie. Ja dawałem je Dani, a ona je wysłała i przekazywała listy od niego. Trwało to miesiąc, aż w końcu Liam nie mógł patrzeć na nowego mnie - smutnego, nie odzywającego się - i dał mi swój stary telefon.
Kontakt z moim chłopakiem miałem tylko i wyłącznie dzięki moim przyjaciołom, którzy przyjęli tą informację bardzo dobrze, nie czuli do nas odrazy i Boże dzięki ci za to.
Pewnego dnia mieliśmy zrobić projekt z angielskiego, jak zwykle byłem wyprany z emocji i nie mogłem się na niczym skupić, wtedy Niall i Dani wywalili mnie z jej pokoju, dali laptopa i kazali do niego zadzwonić. Przez dwie godziny czułem, że w połowie odżyłem, ale ta myśl i uczucie zniknęły zaraz po naciśnięciu przycisku "rozłącz się".
Louis pracował teraz w kawiarni, do tego Mark wysyłał mu pieniądze. Wziął tygodniowy urlop w pracy i przyjechał do mnie. Rodzice Liama byli akurat w delegacji, więc zamieszkał u niego. Udało mi się namówić Marka (z pomocą Jay, ona też nam czasami pomagała, na początku była w szoku ale zaakceptowała to) na nocowanie u Payna. Był to akurat piątek i następny dzień mogłem również z nim spędzić.
Payn poszedł na tę noc do swojej dziewczyny więc mieliśmy cały ten czas dla siebie. W sobotę przyszli inni, zjedliśmy wspólny obiad i czułem się jak za starych czasów. Pod wieczór musiałem niestety już wracać do domu.
Louis przyjechał do nas na święta i swoje urodziny. Było niezręcznie, Mark usiadł między nami nie pozwalając nam nawet na siebie spojrzeć. Nienawidziłem go, cóż dalej trawie do niego takie same uczucie.
Po ich kłótni Jay oznajmiła nam, że idą spać, a my możemy pooglądać jeszcze telewizje, szepnęła nam jeszcze, że nie musimy się bać okazywania sobie uczuć bo będzie pilnowała swojego męża. Na następny dzień obudziliśmy się przed nimi, wtuleni w siebie na kanapie w salonie. Przez tydzień każdy nasz poranek wyglądał tak samo. Bolały nas plecy ale czego nie robi się dla miłości? No właśnie. Oczywiście mogliśmy spać w pokoju jednego z nas ale za bardzo się bałem, że Mark nas usłyszy. Z łzami w oczach pożegnałem mojego ukochanego.
Jay próbowała nam pomóc ale on był nieugięty.
Kobieta opowiedziała mi o wszystkim, moja mama poznała mojego tatę kiedy była w czwartym miesiącu ciąży, kiedy miałem dwa latka, wyprowadziliśmy się z Doncaster. Nie miałem żadnego kontaktu z Markiem bo mój tata tego nie chciał, mama tak samo nie chciała psuć rodziny Lou. Wszyscy postanowili, że to nie Tomlinsona wpiszą w moje papiery.
Oczywiście o śmierci mojej mamy Mark został poinformowany, dowiedziałem się również, że byli na pogrzebie ale byłem za bardzo załamany, żeby porozmawiać z kimkolwiek, stałem na poboczu i przyglądałem się trumnie, która z każdą chwilą była coraz niżej. Wtedy tata zaczął pić, pięć lat później i on mnie opuścił. Wylądowałem w Domu Dziecka, bo Mark uważał, że nie będzie w stanie się mną zaopiekować ale po wielu namowach swojej żony zgodził się, a resztę historii już znacie.
To może teraz przejdziemy do teraźniejszości?
Kiedy tylko skończyłem szkołę przeprowadziłem się do Louisa, a za rok planowałem pójść na studia. Pracowałem w bibliotece, która znajdowała się niedaleko naszego mieszkania, które dzieliliśmy razem z Perrie i Zaynem. Pół godziny drogi od nas mieszkali Dani z Liamem, a chłopcy zamierzali również coś wynająć jak wrócą z Irlandii.
Na początku przyjaciele mieli nas trochę dość. Non stop byliśmy koło siebie, bojąc się, że znowu zostaniemy rozdzieleni. Kiedy ja pracowałem, a Louis miał wolne przesiadywał u mnie w bibliotece i uczył się na zajęcia (zaczął studiować), za to kiedy to on pracował ja siedziałem u niego w kawiarni przy barze i wpatrywałem się w jego ruchy kiedy robił zamówienia.
Na te święta jego mama zaprosiła nas do nich, nie chcieliśmy tam jechać ale też nie chcieliśmy jej zranić. I ponownie usiedliśmy do wigilijnego stołu z zepsutą atmosferą, tym razem siedzieliśmy koło siebie, tym razem Lou położył swoją dłoń na moim udzie, tym razem mogliśmy na siebie spojrzeć, tym razem mogliśmy ze sobą rozmawiać.
-Lou jak idą ci studia?
-Dobrze, jest ciężko ale jakoś idzie.
-A tobie Harry? Jak tam praca?
-Dobrze. - uśmiechnąłem się szeroko.
-Jak się mieszka moim syną razem? - odłożyłem sztućce.
-To, że mnie zrobiłeś nie daje ci prawa do tego, żebyś nazwał mnie swoim synem. - warknąłem, ścisnął moje udo, próbując mnie tym gestem uspokoić.
-Macie zamiar założyć rodzinę kiedyś? - odezwał się ponownie. Spojrzałem na szatyna, a on na mnie. Nie rozmawialiśmy o tym jeszcze, nawet nie mamy jeszcze skończonych studiów ale tak, cholera tak. Chce tego.
-Um, może? - odpowiedział za nas.
-Zapomniałeś o czymś mój synu. Już nią jesteście. - uśmiechnął się chamsko, a ja miałem ochotę wylać mu na twarz sos, gorący sos, który by go oparzył. Idealny plan. - Ale dzieci, tak?
-Tak. - odpowiedział po chwili, ujrzałem w jego oczach łzy. To go dobijało, widziałem to, jego własny ojciec go nie akceptował i wyśmiewał, nawet w jego własne urodziny.
-Do którego będzie mówił tato i wujku?
-Mark! - Jay podniosła głos - nie waż się więcej odzywać! A jeżeli ci coś nie pasuje to proszę bardzo! Żegnam cię! I tak już za długo to ciągnęłam!
-O czym ty do mnie mówisz kobieto?
-Chce rozwodu. - każdemu z nas opadła szczęka.
---------
10 lat później.
10 lat później.
Harry i Louis są po ślubie, mają jedną córeczkę Anastazję, która jest czystą kopią Harrego, a teraz czekają aż urodzi im się druga kruszynka, Nina, której biologicznym tatą jest Louis.
Wytrzymali to.
Kłótnie, upadki, odległość, tajemnice, nietolerancje. Czasami warto jest walczyć dla miłości, oni się cieszą, że zawalczyli.
Wytrzymali to.
Kłótnie, upadki, odległość, tajemnice, nietolerancje. Czasami warto jest walczyć dla miłości, oni się cieszą, że zawalczyli.
Więc pora pożegnać się z Half Brothers, z przyrodnimi braćmi.
Wcale nie mam łez w oczach, okej?
Wcale nie mam łez w oczach, okej?